poniedziałek, 20 stycznia 2014

Trening skokowy

Ruska &  Heilari
Sky &  Routte du Holei
Chris

Sky od tygodnia męczyła mnie o trening skokowy na Routte, z którą się zaprzyjaźniła. Uznałam, że klaczka może być idealną partnerką dla córy. Pomimo swojego wieku potrafiła wiele i dążyła do doskonałości, zachowując się przy tym bardzo cierpliwie i wyrozumiale.
- Szykuj sobie konia - powiedziałam z uśmiechem, wchodząc do kuchni, gdzie siedziała Kyrah.
- Ale...
- Tak, mam na myśli Rou.
Uśmiechnęła się i natychmiast wybiegła na dwór łapiąc jeszcze kurtkę z wieszaka. Wzięłam jabłko z lodówki i podążyłam w ślady młodej, wchodząc do stajni klaczy zastanowiłam się nad odpowiednim wierzchowcem dla siebie. Podeszłam do boksu Heilari i popatrzyłam na nią zamyślona.
- Pewnie chciałabyś poskakać, Siwa, co?
Klacz niepewnie podeszła do mnie i nawet prawie wcale nie stuliła uszu! Wyciągnęłam do niej rękę z jabłkiem. Na początku się wahała, ale jej łakomstwo wzięło górę i spałaszowała owoc w kilka sekund. Pogłaskałam ją po szyi i udałam się do masztalerki po sprzęt, który wyniosłam sobie na dwór. Potem zabrałam tam klacz i przywiązałam do koniowiązu znajdującego się z boku stajni. Jest spokojniejsza gdy czyszczę ją poza boksem, więc poszło nam dość szybko. Coraz lepiej reaguje na dotyk i już się nie odsuwa. Lepiej podaje kopyta, potrafi być spokojna. Cieszyłam się, że tak szybko wraca do siebie.
Założyłam sprzęt z małymi problemami w postaci wiercenia się, ale starałam się być cierpliwa i się opłaciło.
- Gotowa! - krzyknęła Sky, stając przed stajnią ze swoim koniem.
- To idź na plac i czekaj na mnie.
Sprawdziłam czy wszystko gra i zabrałam Achałkę na plac skokowy, gdzie spacerowała już druga para. Wsiadanie było ciężkie, musiałam się nieźle nagimnastykować, ale w końcu się udało. Moja Siwa była trochę poddenerwowana obecnością innego konia, ale szybko ogarnęła się widząc, że Rou także nie przepada za towarzystwem. Stępowałyśmy w różnych kierunkach omijając się szerokimi łukami. Zaznajamiałyśmy konie z drążkami i stojakami ustawionymi w różnych miejscach maneżu. Czułam, że Heili ma dobry dzień i bardzo chce poskakać, jej mięśnie były napięte, a jej podekscytowanie bardzo widoczne. Natomiast Hola była niesamowicie spokojna, pozwalała Sky na wszystko. Robiły zwroty, zatrzymania, cofania, wolty, półwolty... Po kilku minutach ja także zaczęłam wymagać od klaczy czegoś więcej niż żwawy marsz po śladzie. Po jakimś czasie obydwie były elastyczne i współpracowały jak należy.
- Kłusem - powiedziałam i odczekałam, aż Sky przyspieszy.
Wtedy ja także wypchnęłam konia do szybszego chodu, co poskutkowało dzikim galopem przed siebie i serią bryków. Zatrzymałam ją i odczekałam kilka sekund, po czym poprosiłam o kłus. Znowu zaczęła szaleć, ale ja ponownie się zatrzymałam. Za trzecim razem zakłusowała, chociaż chwile machała głową na wszystkie strony. Udało mi się ją uspokoić stosunkowo szybko, więc zajęłyśmy się pracą nad ładnym ułożeniem. Popracowałyśmy na woltach, poskładała się, uskuteczniałyśmy jakieś wężyki i serpentyny. To samo robiła Holei, z którą Sky zgrała się naprawdę dobrze. Kiedy już miałam pewność, że Heili nawiązała ze mną kontakt - najechałam na drążki żwawym tempem. Pokonała je bardzo ładnie, nie stuknłęa ani jednym kopytem. Zmieniłam kierunek i przejechałyśmy je z drugiego najazdu. Poklepałam klacz i zerknęłam jak idzie Sky. Dziewczyna ładnie dodała odpowiedni impuls, zrobiła półsiad i pilnowała by koń nie uciekła na bok.
Mniej więcej wtedy nadszedł Chris, który miał nam ustawiać przeszkody. Poprosiłam go o cavaletti, na których pracowałyśmy później dość długo. Obydwa konie radziły sobie bardzo fajnie i widać, że chciały pracować. W końcu przyszedł czas na coś wyższego, toteż niezawodny stajenny zbudował nam parę stacjonat, okserów i krzyżaczków o wysokości nie większej niż 90 cm.
Tymczasem Sky zagalopowała, troszkę opornie, ale ładnie poradziła sobie z małym leniem Holi. Klaczka szybko się obudziła i chętnie patatajała naprzód. Odczekałam chwilę i w narożniku wypchnęłam Achałkę bardzo delikatnie, tak by nie zaczęła urządzać rodeo. Co ciekawe - udało się. Jechałyśmy sobie dość szybko, ale czułam, że mam kontrolę. Po rozgrzewce najechałam na niskiego krzyżaka, musiałam ją hamować, ale i tak przefrunęłą nad nim jakby miała skrzydła. Następnie wykonałyśmy delikatny łuk i już galopowałyśmy na stacjonatę, później na oksera. Obydwie przeszkody zaatakowała bardzo ambitnie i z pewnością miała spory zapas. Postanowiłam zostawić jej energie na coś wyższego, więc jeszcze tylko uporałyśmy się z szeregiem i zjechałam na ścianę, zwalniając do kłusa. Sky miała zrobić to samo, więc skierowała się na kopertę.
- Żwawiej trochę! - krzyknęłam widząc, że Rou najpewniej się zatrzyma.
Przyspieszyły i pokonały przeszkodę.
- Ładnie! - pochwaliłam je, kiedy wylądowały po ataku na stacjonatę. Sky miała dobrą postawę, a Routte skupiła się na zadaniu, mocno wybiła i prawidłowo ułożyła się w locie. Najechały na oksera nieco za szybko, klaczka dostała kopa energii i świsnęła nad przeszkodą z prędkością światła, po czym popędziła na szereg, który znajdował się na prostej kilkanaście metrów dalej. Amazonka nie zdołała jej wyhamować i porządnie zatrzęsło ją w locie nad kolejnymi belkami. Ale nie spadła! Hola pogalopowała po pierwszym śladzie i wykonała niepełne okrążenie, dopiero wtedy Sky udało się ją zwolnić do kłusa.
- No koleżanko, trochę was poniosło.
- Wiem, wiem... Następnym razem ją utrzymam.
- Trzymam cię za słowo. - Uśmiechnęłam się.
Chris podwyższył nam drągi o dziesięć centymetrów. Zagalopowałam i po małej wolcie najechałam na krzyżaka, który otrzymał dodatkową belkę na wymaganej wysokości. Chciałam z nią poćwiczyć mocniejsze wybicie, więc w odpowiednich momentach dodawałam mocny impuls, co motywowało ją do silniejszego odbicia się od ziemi. W rezultacie jej skoki były pewniejsze, a także bardziej ładne. Zaczęła baskilować, więc jeszcze bardziej cieszyłam się z postępów. Na koniec przejazdy wyklepałam ją i dałam sygnał Sky.
Dziewczyna płynnie wypchnęła konia do galopu i widziałam jak bardzo stara się zgrać z Holą. Tłumaczyła jej, że pędzenie na łeb na szyje nie jest dobrym pomysłem. Klacz posłuchała i pozwoliła się zwolnić przez pierwszym zadaniem. Musiała się starać bardziej niż poprzednio, zapas stał się dużo mniejszy, ale ostatecznie ani razu nie strąciła belki, a nawet nie zahaczyła o nie kopytami.
- Świetnie, idzie wam coraz lepiej.
Chris zeskoczył z płotu i ponownie ruszył na parkur, by podwyższyć mi drągi o kolejne dziesięć centymetrów. Dla Rou to na razie zbyt wiele, ale Heili radośnie odebrała kolejne zgalopowanie i najazd na doublebarre'a, w którego zamienił się krzyżaczek. Kiedy już nad nim przefrunęła zmieniłam trasę i wymogłam na niej ostry zakręt, by pokonać oksera. Poradziła sobie świetnie, więc pogłaskałam ją po szyi w drodze do stacjonaty. Przeskoczyła ją trochę koślawo przez niepoprawne wybicie. W końcu przyszedł czas na kolejny gwałtowny zakręt i szereg. Lubi tego typu przeszkody, więc pokonała go bardzo starannie i bezproblemowo. Chwilę po lądowaniu bryknęła, a ja jedynie zaśmiałam się i pozwoliłam jej na chwilę dzikiego galopu po placu.
- Dobry koń! - Poklepałam ją po szyi, gdy się uspokoiła i zwolniłyśmy do kłusa.
Oddałam jej trochę wodzy i pozwoliłam na wolniutki kłusik dla rozluźniania. Po kilku minutach przeszłyśmy do stępa, tak samo jak Sky i Rou. Porobiłyśmy jakieś mało skomplikowane ćwiczenia, jak wolty, półwolty czy wężyki. Po kwadransie zdecydowałyśmy, że można zeskakiwać z siodeł. Poluźniłyśmy popręgi i odprowadziłyśmy koniska do boksów, gdzie zdjęłyśmy im sprzęt i podarowałyśmy po marchewce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz