środa, 22 stycznia 2014

Trening wyścigowy

Ruska &  Iron Patriot
Megan &  Torunn
Rayan
Chris
Sky

Otworzyłam boks Patriota ze szczerym uśmiechem na ustach. Zapięłam go na uwiąz i wyprowadziłam na korytarz, a potem na podwórko, gdzie czekała przyczepa, w której stała już Torunn. Było może dziesięć stopni, w sumie nie mało, ale jako osoba ciepłolubna zaczęłam tęsknic za Kalifornią... Przekazałam konia Chrisowi, a sama wróciłam się do stajni po sprzęt. Megan miała już wszystko, czego potrzebowała dla klaczy, więc kiedy tylko nadeszli Sky i Ray ruszyliśmy w kierunku toru.
- To co? Dzisiaj pożegnam się ze światem... - westchnęła Meg. - Nie wyjdę cała po tym treningu.
- Oj daj spokój, będzie fajnie - odparłam ze śmiechem. - Następnym razem się zamienimy.
- Nie wiem czy będzie jakikolwiek ostatni raz kiedy będę sparaliżowana po upadku... No dobra, Harry twierdził, że dzisiaj ma się oswoić z torem, więc mam jej dać swobodę. Na ile biegniemy?
- 1200 metrów. Według planu, ale nasze konie nie lubią planowania.
Droga minęła nam szybko, konie zostały wyprowadzone i od razu udzielił się im nastrój. Z niemałą trudnością udało nam się je ubrać, po czym chłopcy wzięli je na lonże. My zajęłyśmy się ustawieniem bramek, a Sky siedziała w samochodzie czytając komiksy. Kiedy rumaki trochę się rozgrzały, a panowie tracili do nich cierpliwość - wskoczyłyśmy na grzbiety. W przypadku Torunn nie było to ani trochę proste, bo młoda wierciła się niemiłosiernie przez kilak minut. W końcu Meg zdobyła grzbiet i śmiało ruszyłyśmy w stronę startu. Iron zaparł się wszystkimi czterema nogami gdy Ray chciał wprowadzić go do bramki.
- No już, malutki... To cię wcale nie pożre... - szeptałam, ale na nic się to nie zdało. Uparty karosz nie dawał się przekonać i dopiero gdy Torunn została nakłoniona do wejścia - poszedł w jej ślady.
- Tylko nie zapomnijcie o kamerze i stoperze. Ten trening będzie dobry - powiedziała Meg i sprawdziła zapięcie kasku.
Byłyśmy gotowe, więc uruchomiono dzwonek oraz drzwiczki.
Konie wyrwały się naprzód z ogromną siłą. Obraz rozmazał się na krótką chwilę, aż w końcu mogłam zacząć witać kontakt ze światem. Runn wyrwała do przodu trochę szybciej. Nie obchodziło jej co to za miejsce i co dzieje się wokół, chciała tylko pędzić i pędzić przed siebie. Iron okazał się być bardziej rozgarnięty i najpierw spokojnie zorientował się w sytuacji. To były te chwile, kiedy jeszcze miałam nad nim jakąś kontrolę. Biegł równo i zaznajamiał się z nawierzchnią, podczas gdy w Torunn wstąpił diabeł i leciała do przodu niczym gepard goniący swoją zdobycz. Kiedy pokonaliśmy mniej więcej pięćset metrów, nakłoniłam Irona, by przyspieszył. Moje polecenie wykonał natychmiast i wystrzelił za Tor, która była już dwie długości przed nami. Dogonił ją bardzo szybko, ale wtedy zorientowała się, że musi udowodnić swoją wyższość. Spojrzałam na Meg i uśmiechnęłyśmy się do siebie, wiedząc, że czas dać im się wybiegać.
Nie potrafiłam go dłużej utrzymywać, Megan chyba myślała o tym samym.
Obydwa wierzchowce idąc łeb w łeb przyspieszały z każdym metrem. Jedno starało się wyprzedzić drugie, w efekcie żadne z nich nie wysuwało się na prowadzenie. Torunn się wściekła i stuliła uszyska dając znać, że bierze sprawy w swoje ręce. Ekhm, kopyta...
Iron miał mały problem z dotrzymaniem jej tempa, ale trzymał się dzielnie. Ruszał się do przodu miarowym tempem. Przestali się przeganiać, teraz każde pilnowało by nie zostać w tyle, a w międzyczasie rozmyślali nad tym jak zaatakować. Nie zdążyli opracować strategii. Zostało trzysta metrów do końca i obydwie zdecydowałyśmy, że czas na jakieś ładne zakończenie.
Nakłoniłyśmy konie do szybszego biegu mając niezłą radochę z tego, że posłuchały nas i niemal wyfrunęły na przód. Byłam szczerze zaskoczona, ale nawet nie było czasu by zaprezentować okrzyk radości. Leciały przed siebie z ogromną prędkością. Wciąż usiłowały się prześcignąć, ale nie udawało się. Były wściekłe, że nie mogą objąć prowadzenia i biegły coraz agresywniej.
Słyszałam wyjątkowo mocne uderzenia kopyt o ziemie i ciężki oddech obydwóch wierzchowców. Żaden z nich nie chciał dać za wygraną, walczyli do końca. Zbliżaliśmy się do celownika w podejrzanie szybkim tempie. Nie mogło minąć kilkanaście sekund od kiedy Iron zaatakował, a zostało już sto metrów do końca biegu. Przekroczyliśmy ją w tym samym momencie, łeb w łeb i ani centymetra różnicy. Ani Torunn, ani Patriot nie mogliby sobie na to pozwolić.
- Stóóój... - Starałam się przekonać ogiera, gdy przekroczyliśmy 1200 metr, ale nie docierało to do  niego. Klacz także leciała przed siebie, chociaż zdawało się, że zwalnia. Była w trochę gorszej kondycji i nie potrafiła poruszać się już na pełnych obrotach. Stopniowo gasła, aż w końcu pozwoliła Megan by ta ściągnęła wodze jak należy i zwolniła do kłusa. Mój kary także odpuścił widząc co dzieje się z jego rywalką. Widziałam, że był zdenerwowany i to czułam. Ten wyścig był dla niego ważny, bo mógł zmierzyć się z koniem równie dobrym i to udowodniło mu, że należy się bardziej starać. Byłam pewna, że od teraz będzie robił wszystko by być najlepszym i z uśmiechem pogłaskałam go po szyi, to trochę go rozluźniło. Swobodny kłusik w stronę samochodu ukoił jego nerwy i pozwolił się odprężyć. Runn kręciła się truchtem na wolcie, my skorzystaliśmy z tego pomysły i szybko zwolniliśmy do stępa.
- To było niezłe... - powiedziała ruda i z uznaniem poklepała młodą. - Jak z czasem?
Chris i Rayan spojrzeli po sobie i z podejrzanymi uśmiechami podeszli do niej ze stoperem.
- Wow. Chyba znalazłyśmy idealny duet na treningi - powiedziała z szeroko otwartymi oczami.
Podjechałam i zerknęłam na urządzenie.
- Oj tak. Biscuit tak biega jak ma dobry dzień. Co prawda nie wspaniały dzień, ale jednak dobry.
- No już nie przesadzajmy, to młode koniska są.
- Wiem, wiem - powiedziałam z uśmiechem - jestem z nich piekielnie dumna!
Zeskoczyłyśmy na ziemie i zdjęłyśmy sprzęt, po czym nałożyłyśmy kantarki z uwiązami i pochodziłyśmy z nimi w ręku. Było dość ciepło, także zwinęliśmy się szybko i ruszyliśmy w drogę powrotną do stajni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz