piątek, 14 marca 2014

Trening ujeżdżeniowy

Ruska &  Matrix Trilogy

Powoli otworzyłam oczy, bo przecież budzik żyć mi nie da, a jeśli jednak się zlituje - Sky będzie mniej łaskawa. Obiecałam jej, że pojeździ na Flashu, więc jeśli nie wstałabym z własnej woli... Pewnie doświadczyłabym najgorsze pobudki w moim życiu.  Spojrzałam na Raya, który leząc obok bawił się telefonem. 
- Wróciłeś, jak miło. Trzeba naprawić jakieś ogrodzenie, coś, Chris ci powie. 
- Też cię kocham i tęskniłem jeszcze bardziej - mruknął, zerkając na mnie z zadziornym uśmiechem. 
- Tak, tak, uprzejmości na później. Musze wstać i iść do stajni, i osiodłać Matrixa, i na niego wsiąść, i przypomnieć mu parę sztuczek, i... tak strasznie mi się nie chce.
- Mam udawać współczucie, tak? Nie ma mowy, wstawaj ruda i do roboty - powiedział ze śmiechem i rzucił poduszką, za co oczywiście się zrewanżowałam. 
Po dziesięciu minutach byłam już w kuchni, znalazłam jakiś jogurt z czekoladowymi kawałkami, więc sobie go zjadłam i biorąc jabłko w dłoń wyszłam z domu. Było całkiem ciepło, ale trening i tak miał odbywać się na hali. Kyrah tak sobie zażyczyła, a mnie jest wszystko jedno, byleby szybko wrócić do domku. W stajni jak zwykle podniosła się wrzawa, bo oto weszło jabłko! Jednak przeznaczenie zieloniutkiego owocu było jasne od dobrych kilku minut. Powędrowało do karego ogiera, którego miałam zaszczyt dziś dosiadać. Jeden z moich najnowszych nabytków i miłość do grobowej deski. 
- Cześć Eldżi - szepnęłam podając mu smakołyk - w końcu mogę się na tobie powozić, wiesz? Przypomnimy sobie to i owo. 
Poszłam do siodlarni po sprzęt, tam spotkałam Sky, która najwyraźniej usiłowała wybrać czaprak. Lub też dręczył ją ból duszy.
- Co tam, młoda? Bo ja już konia szykuje.
- Niebieski czy fioletowy? - zapytała, wpatrując się w wieszak.
- Fioletowy - odparłam i zdusiłam śmiech, gdy po kilku sekundach zabrała niebieski i wybiegła na korytarz. Po co komu moja opinia... 
Zabrałam co trzeba. Czapraczek i owijki były białe, bo wiem jak Matrix lubi dobrze wyglądać. Będziemy się prezentować elegancko, gdyż ja również pokusiłam się o piaskowe bryczesy i jasną bluzę. Chociaż z treningu wrócę już w wersji powojennej... No nic, wróciłam do Karego i zaczęłam go czyścić. Grzecznie stał w miejscu i nie kombinował, toteż szybko przeszłam do zakładania sprzętu.
- Jak ci idzie? - zapytałam głośno.
- Jeszcze chwila - odparła Sky, która przygotowywała Flasha w boksie obok.
- Pomóc ci z siodłem i ogłowiem? On nie należy do najniższych. 
- Dam radę.
Oczywiście... Przez kolejne kilka minut czekałam na nią, aż w końcu nie wytrzymałam i mimo protestów założyłam rząd na Tesseracta. 
W końcu wyszłyśmy na korytarz i prowadząc konie ruszyłyśmy w kierunku hali. Było pusto, więc śmiało wsiadłyśmy na nasze wierzchowce. Zaczęłyśmy stępować, podciągając popręgi i ustawiając odpowiednią długość puślisk. Sky trzymała ogiera dość krótko, ja miałam raczej luźne wodze. Na Matrixie mogłam sobie na to pozwolić. Pokręciłyśmy się w różnych kierunkach po calutkiej hali, porobiłyśmy mnóstwo wolt i wężyków, a także zatrzymań, zwrotów i cofań. Starłyśmy się często zmieniać tempo. 
- Dobra, to ja zmienię kierunek i zakłusujemy sobie - powiedziałam, wykonując pół woltę tuż po zebraniu wodzy, a potem dołożyłam łydki i wypchnęłam ogiera do kłusa. Sky również bezbłędnie zmieniła chód i miarowo anglezowała jadąc po pierwszym śladzie. Ja jechałam ćwiczebnym i składałam sobie Eldżiego. Pozwalał mi na to i ładnie się ganaszował. Pewnie wyglądał pięknie, czułam, że się zaangażował i jest gotów zrobić wszystko o co go poproszę. Zerknęłam na Sky. Dreptała sobie na albinosie w fajnym tempie. Ogier bardzo się starał i sam z siebie wyginał szyję. 
- Rób dużo łuków. Mnóstwo serpentyn i tak dalej - poinstruowałam młodą, kiedy się mijałyśmy. 
Wywróciła oczami i dodała łydki, co poskutkowało pomrukiem Flsha i przyspieszeniem.  Matrix zignorował swojego kolegę i dumnie prężył się, gdy poruszaliśmy się na woltach. Wykonywaliśmy je w każdym narożniku. Raz duże, raz bardzo ciasne. Zawsze radził sobie bardzo dobrze i nie tracił rytmu. Tesseract również wykazywał się widocznym zaangażowaniem i chęcią do pracy. Postanowiłyśmy poćwiczyć przejścia między chodami. Na początek ustaliłyśmy, że na krótkich ścianach będziemy poruszać się kłusem złożonym, a na długich mocno wyciągniętym. Po trzech okrążeniach zrobiłyśmy krótką przerwę w stępie, a potem to samo na drugą nogę. Dopiero wtedy zaczęłyśmy bawić się w zatrzymania i zwalnianie do stępa, a także ruszanie truchtem z miejsca lub ze stępa tak, by wyglądało to płynnie i elegancko. Obydwa rumaki radziły sobie bardzo dobrze. Starały się tak samo jak my i były chwalone za każdym razem. Po jakimś czasie przyszedł czas na zagalopowanie. Chciałam zostawić Sky całą halę by móc poobserwować, czy na nowym koniu poradzi sobie tak, jak tego oczekiwałam. Dałam jej znak i zatrzymałam się na środku. Dziewczyna dała ogierowi jasne i konkretne sygnały, więc ten ruszył galopem bez żadnego sprzeciwu. 
- Bardzo dobrze! - krzyknęłam ze śmiechem. 
Flash poruszał się energicznie, ale był skoncentrowany na amazonce. Trochę pędził, ale po dwóch okrążeniach wyciszył się.
- Zrobisz lotną ze zmianą czy w kłusie przekątną?
Nie odpowiedziała, od razu ładnie wykręciła konia na wielką pół woltę i ładnie przekręciła się w siodle, dając ogierowi sygnał do zmiany nogi. Zrobiła trzy rundki i zwolniła do kłusa. 
Dobra, teraz nasza kolej. Spięłam Matrixa do kłusa, troszkę sobie potruchtaliśmy, a w końcu dołożyłam łydki i wypchnęłam go do szybszego chodu. Spiął się i nawet wierzgnął, ale raz dwa pozbierał się do kupy. Wyrwał do przodu, widać, że dawno nikt nie brał go na jazdę, więc postanowiłam być wyrozumiała. Najpierw dam się dzieciakowi wybiegać, a potem popracujemy. Po czwartym okrążeniu, zmianie kierunku i kolejnych trzech okrążeniach - był gotowy. Utrzymując ładny, zebrany galop, zabrałam go na woltę i pracowaliśmy nad ładnym wygięciem ciała. Następnie ćwiczyliśmy lotne galopując po dużej ósemce. 
Poleciłam Sky robienie dużej ilości łuków. Tesseract miał okazje zaprezentować masę wężyków i serpentyn o różnych wielkościach. Miał wspaniałą postawę, cały czas się składał i energicznie szedł na przód. Amazonka rozpoczęła kolejne ćwiczenie. Zrobiła dziesięciometrową woltę w A, ledwo skończyła a już zaczęła kolejną i jeszcze kolejną... Każda z poprzednich była większa o pięć metrów. Następnie od C wykonywała to odwrotnie. Od największej do najmniejszej. Pochwaliłam ją za inwencję twórczą i zwolniłam do kłusa. Chciałam jeszcze troszkę porozciągać ogiera w kłusie wyciągniętym. 
Obydwie przeszłyśmy do ustępowania od łydki. Ogiery poradziły sobie bardzo dobrze, chociaż Tesseract miał z początku problemy. Sky nie dawała mu dość jasnych sygnałów, jednak szybko się dogadali. 
Po kilku minutach pracy nad ulepszaniem figury stwierdziłyśmy, że na dziś im zdecydowanie wystarczy. Zwolniłyśmy do stępa i oddałyśmy im wodze. Porządnie wyklepałyśmy szyjska i wyszeptałyśmy kilka miłych słów, coby nasze rumaki poczuły się wartościowe. :)
Stępowałyśmy w różnych kierunkach, troszkę zwalniając, bądź przyspieszając. Minęła dłuższa chwila, zanim zachciało nam się zsiadać. Kiedy już zeskoczyłyśmy na ziemie - odpięłyśmy popręgi i paski podgardla oraz nachrapnika, po czym odprowadziłyśmy zmęczone wierzchowce do stajni. Zasłużyły na solidny odpoczynek, więc szybko zabrałyśmy sprzęt i zaniosłyśmy go do siodlarni. Wymyłyśmy wędzidła, a czapraczki zostawiłyśmy do wyschnięcia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz