poniedziałek, 19 maja 2014

Trening wyścigowy

Ruska &  Iron Patriot
Harry &  Torunn
Valentine &  *Morgana Le Fay


Szłam sobie spokojnie do stajni, kiedy z owego budynku, z całą mocą wybiegł Zimowy Żołnierz. Zaskoczona uniosłam ręce, starając się go zatrzymać. Koń zwolnił i gwałtownie zakręcił tuż przy mnie.
- Heeeej... Spokojnie... - powiedziałam, gdy wkurzony stanął i machnął głową. Na moje słowa tupnął kopytem i prychnął.
Podeszłam do niego, jednocześnie zerkając na wejście stajni, jednak nikt się nie pojawiał, więc koń pewnie zdołał otworzyć sobie boks i zwiać...
- No już dobrze, dobrze... - Delikatnie pogładziłam jego szyję.
Głośno wypuścił powietrze z płuc i odrobinę się odprężył. W kieszeni miałam kilka cukierków, więc podarowałam mu dwa i pewniej pogładziłam kruczoczarną sierść. Z braku laku złapałam go za jeden z kilku długich warkoczy, w jakie dwa dni temu zaplotłam mu grzywę, a potem nakłoniłam do podążania za mną. Skoro tak bardzo chciał się wydostać ze stajni, postanowiłam zaprowadzić go na padok. Szturchnął mnie w ramie, posłusznie ruszając stępem. Cały czas uspokajałam go tak, by nie odbiło mu w drodze. Przeszliśmy za stajnie i tam wypuściłam go na jeden z wolnych padoczków. Ogier radośnie zakłusował, a potem przeszedł w  galop i bryknął.
- Widziałem  jak daje nogę - powiedział Ray, niezauważenie podchodząc do płotu, na którym się usadowiłam.
- Za daleko nie uciekł. - Westchnęłam. - Co tam masz do roboty? - zapytałam, widząc jego minę.
- Sprzątanie boksów! - odparł z fałszywym entuzjazmem. - Pewnie zazdrościsz, co? - Uśmiechnął się szelmowsko i przytulił się.
- Tak, bardzo, zawsze o tym marzyłam. Któregoś dnia tak wziąć widły i podążyć na podbój obornika!
- A ty? Masz jakieś zajęcie czy znowu będziesz się obijać?
- Ej! Nawet jeśli sprawiam wrażenie, że nic nie robię, to tak naprawdę ciężko pracuję! - oburzyłam się.
- No jasne. - Potargał mi włosy i pocałował w policzek. - Lecę, bo mnie UFO zabije.
- Okej, jakbyś widział Harry'ego to powiedź, że za godzinę ma sobie szykować Torunn. Pojedziemy na trening.
- Bierzesz Patriota?
- Mhm, a co?
- Muszę go zdjąć z padoku.
- Dzięki. - Uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym poszedł do masztalerki.
Valentine zapragnęła pana Starka do konserwacji sprzętu.
Wyczyściłam Rogue, a  potem wypuściłam Rusałkę z Galactika na pastwisko. Pokręciłam się po stajniach, trochę zamiotłam i niecierpliwie spojrzałam na zegarek. W końcu stwierdziłam, że godzina praktycznie minęła i mogę już iść do karego. Był dziś w doskonałym nastroju, nadstawiał się do drapania za uchem i wtulał we mnie pyszczek. Uwielbiam go takiego. Dokładnie go wyszczotkowałam, wyczyściłam kopyta, zaplotłam warkoczyki... Mam ostatnio jakąś manię z tymi końskimi fryzurami. Jakiego rumak nie spotkam - zawsze może się potem Powalić jakimś czadowym uczesaniem.
- Ej Rus! - Valentine podbiegła do boksu z niesamowicie przejętym wyrazem twarzy.
- Co?! - warknęłam zaskoczona.
- Mogę wziąć Morganę albo Machine'a i jechać z wami na tor? Proooszę!
- A-ale miałaś sprzęt pastować?...
- No taaak, ale... proszę!
- Okej, Moragnę weź.
- Dzięki!!!
Potrząsnęłam głową, a koń spojrzał na mnie dość wymownie. Dokończyłam serwisowanie mojej wyścigówki, a potem zostawiłam go na korytarzu, przywiązanego do drzwiczek boksu, żeby przypadkiem mi się nie ubrudził. Sprawdziłam czy Harry wyprowadził przyczepę z garażu (stała na podwórku, brudna jak nigdy), a następnie udałam się do siodlarni by wziąć potrzebny sprzęt. Zapakowałam wszystko do pojazdu, po czym wróciłam po konia. Iron bardzo się niecierpliwił, ze zdenerwowania zaczął nawet gryźć uwiąz. Ale jeden koń-uciekinier na dzień wystarczy mi w zupełności.
- Nie bądź złośliwy, aniołeczku - szepnęłam odwiązując ogiera. Wyprowadziłam go na zewnątrz i usiadłam na płocie. Iron stał przede mną i z lubością poddawał się miazianiu. Kilka minut później ze stajni wyszła wkurzona na cały świat Torunn z Harry'm i Morgana, która przybrała minę pt. "wszystko mi jedno", z Valentine. Sprawnie zapakowaliśmy koniska do dużej, czterostanowiskowej przyczepy.
- A co z bramkami? Bierzemy kogoś kto nam to cholerstwo ustawi? - zapytała Val, zabezpieczając rampę.
Obydwie spojrzałyśmy na pana trenera.
- Możemy poćwiczyć reagowanie bez bramek. Na czyjś sygnał.
- No dobra - zgodziłyśmy się i wszyscy zajęliśmy miejsca w samochodzie.

***

Wyprowadziłam Irona, który znajdował się najbliżej wejścia, a potem przywiązałam go sobie do takiego uchwytu na ścianie przyczepy. Założyłam czaprak, ogłowie... W tym samym czasie reszta zajmowała się swoimi rumakami. Wszystkie trzy konie mocno się niecierpliwiły, chciały już biegać i szaleć!
- Kurde...
Zerknęłam na Harry'ego, który z zamyśleniem i powagą gapił się na grzbiet Torunn.
- Co?
- Trzeba było wziąć kogoś, kto by ją przelonżował... Eh, dobra, będzie miała rozgrzewkę bez jeźdźca, tylko nie mam pojęcia jak później wsiądę...
Wzruszyłam ramionami. Iron był dziś bardzo spokojny, więc liczyłam, że nie będzie sprawiał takich problemów jak czasami to potrafi.
Valentine radośnie wskoczyła na siodło, a Morgana od razu ruszyła kłusem. Ja jeszcze tylko dopięłam podgardle i poszłam śladami amazonki. Już na wstępie zaczęłam uspokajać ogiera, przynosiło skutki. Patriot był pewny siebie i miał ogromną chęć na trening, ale bez problemu mogłam go utrzymać i słuchał moich poleceń. Harrsion wyjął z przyczepy dwa uwiązy, po czym je związał i przystąpił do lonżowania Torpedy. Początkowo nie była zadowolona, ale wkrótce doceniła fakt, że nie musi nikogo dźwigać.
Morgana posłusznie wykonywała każde polecenie Val. Kręciła wolty, półwolty, wężyki, a nawet była na tyle miła, by raz się zatrzymać! Iron także radził sobie rewelacyjnie, prawie nie poznałam własnego konia.
Na spokojnie się porozciągaliśmy, rozgrzaliśmy, a gdy przyszedł czas Harry wsiadł na klacz i wszyscy ustawiliśmy się na linii startowej.
- To ile biegniemy? - zapytałam, z politowaniem patrząc na Harry'ego, który siłował się z Torcią.
- Co powiecie na półtorej okrążenia - 2000m?
- A Iron da radę?
- Pojedziemy wolniej i postawimy na wytrzymałość.
- No dobra, t się na tym znasz...
Kiedy trener krzyknął - ruszyliśmy z kopyta. Reakcja była dobra. Wszystkie trzy rumaki od razu rzuciły się do galopu. Reakcja Torunn była najszybsza, dlatego to ona objęła prowadzenie. Morgana i Iron ogarnęli się dość szybko, bo po kilku sekundach dogonili rywalkę i zrównali się z nią: Mor od zewnętrznej, Iron Patriot od zewnętrznej. Mimo tego, że zaczynało się robić naprawdę gorąco - wszystkie trzy konie były maksymalnie skupione na zadaniu i najwyraźniej nie były zainteresowane temperaturą. Harry kazał nam trochę zwolnić, bo inaczej nie dadzą rady. A już na pewno nie mój karus. Iron był szybki, ale nie dość wytrzymały... Torunn niechętnie posłuchała dżokeja i nieco odpuściła, ciągle bała się, że zostanie w tyle.  Morgana miała nad nami lekką przewagę, jako koń biegający na trochę dłuższe dystanse. Wstrzymywałam Patriota, który mknął tuż przy barierce. Powoli wchodziliśmy w pierwszy zakręt.
Morgana była pewna swego, ciągle trzymała się blisko Torpedy, pilnując ją tak dokładnie, jak tylko potrafiła. Iron przyspieszył, wjeżdżając na prostą, ale zanim zdążyłam zareagować - jego rywalki uczyniły to samo, więc znowu wszystkie trzy konie biegły równo. Torunn w ogóle to się nie podobało. Zaczynała się robić coraz bardziej zła, z resztą nie tylko ona. Patriot irytował się równie mocno, a później także i Fayka zdradzała oznaki wkurzenia.
Ponownie musieliśmy zmierzyć się z łagodnym łukiem, zwolniliśmy konie i pokonaliśmy go bez problemów. Tym razem nie pozwoliliśmy koniom przyspieszyć. Połowa okrążenia była za nami, zostało jeszcze jedno pełne. Torr i Iron musieli oszczędzać siły, Morgana już wcześniej ścigała się na takich dystansach, więc nie protestowała tak bardzo, kiedy Val usiłowała ją troszkę spowolnić.
Kolejny zakręt i jeszcze bardziej zdeterminowane rumaki. Torunn wychodziła z siebie, kiedy Harry dał jej znać, że nie zamierza pozwolić jej na dziki cwał do mety, która znajdowała się jeszcze jakieś 1000 metrów dalej. Połowa dystansu za nami, Harry wcześniej powiedział, że gdy miniemy znacznik tysiąc pięćsetnego metra, możemy dać koniom luz i pozwolić im biec.
Czułam jak Iron kotłuje się pode mną i jest w stanie zrobić wszytko by pozbyć się wędzidła, jednak ostrzegawczo naciągnęłam wodze, dając znać, że ma nie próbować sztuczek. Torunn niemal wyrywała Harry'emu ręce... Ta kobyła jest niemożliwa! Morgana była najgrzeczniejsza i zaczęłam zazdrościć Valentine. Nie zmieniliśmy ustawienia. Ciągle galopowałam z Patim przy barierce, obok nas Torr, a tuż przy niej - Fayka.
W końcu upragnione 1500 metrów! Konie jak na sygnał wystrzeliły przed siebie, niczym z procy! Cudem powstrzymaliśmy je nieco przed zakrętem, a potem znowu dały czadu. Patriot rozładował energię, a potem zgasł. Po prostu nie podejrzewał, że będzie musiał biec tak długo i to go wykończyło. Podobnie było z Torunn, która wyczerpała się chwilę po karym. Stopniowo zwalniali, biegnąć mniej więcej na tej samej wysokości. I tutaj popisała się Morgana. Klacz błyskawicznie pozbyła się konkurencji, więc mogła już poświecić całą uwagę na zapewnienie sobie rewelacyjnego finiszu. Oczami wyobraźni widziałam już minę Valentine i próbowałam wykrzesać z Patriota jeszcze odrobinę energii. Udało mi się tuż po ostatnim zakręcie. Na chwilę wyprzedził Torpedę o pół długości, a potem chwilę utrzymywał się na tej pozycji i ponownie zwolnił. Tymczasem Morgana chełpiła się już przewagą dwóch długości i najwyraźniej na tyle wystarczyło jej energii, bo w takim ustawieniu przekroczyła linię mety. My, jak dwa dziadki, co się na maraton wybrały, doczołgaliśmy się do znacznika i prawie padliśmy. Torcia po raz pierwszy nie miała problemów z zatrzymaniem się, ale widziałam pioruny trzaskające z jej oczu, mimo wyczerpania.
- Trzeba to robić częściej... - wysapał Harrison - W ogóle nie mają kondycji...
Poklepałam zmartwionego Irona po spoconej szyi. Pa trener ma rację, nasze koniska są szybkie, ale na długich dystansach jest tragedia... Uśmiech Val był dość wymowny, pogratulowaliśmy jej, a potem stępem ruszyliśmy sobie do przyczepy, która znajdowała się po drugiej stronie toru.
Koniska trochę obeschły, rozluźniły się i mam nadzieję, że ten trening wyszedł im na dobre. Musimy skupić się na wytrzymałości, więc kolejny raz pewnie będzie wyglądał tak samo.
Zdjęliśmy sprzęt i wpakowaliśmy to do samochodu, kiedy wierzchowce stały już w boksach w pojeździe.Potem sami wleźliśmy do auta i wyruszyliśmy w drogę powrotną, z panem trenerem za kierownicą.
- Za dwa dni weźmiemy je na 200 metrów, potem na 1200, a kolejnego dnia 2200... - mruczał do siebie Harry, a ja przysłuchiwałam się temu z rozbawieniem. Był na siebie tak wkurzony jak Torunn na Morganę.
- No już dobrze, przecież można się było tego spodziewać. Skupiłeś się na szybkości, bo tylko tyle biegały, ale zapomnieliśmy, że nasze dzieci trochę podrosły i muszą zacząć się ścigać na dłuższych dystansach...
Nie pomogło, czuł, że poniósł osobistą klęskę. No cóż, kiedy konie odzyskają kondycję - on podniesie sobie tę kulejącą samoocenę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz