Vienne & Amaretti
Z pełnym zaangażowaniem gapiłam się na ciasto za szybką piekarnika, siedząc na podłodze i opierając się o szafki.
- Próbujesz je zahipnotyzować, żeby urosło? - zapytała Sky, która chyba teleportowała się do kuchni, bo nie słyszałam jej kroków.
- Może... Ale nie działa. - Westchnęłam, układając głowę na kolanach.
- Czemu nie zabrałaś się za coś prostszego? Kanapki, albo jajecznica... chociaż nie. Jajecznica też jest w tym przypadku zbyt trudna - powiedziała z rozbawieniem, a ja złapałam za szmatkę i strzeliłabym ją, gdyby nie zwiała , chichocząc jak opętana.
Dwadzieścia minut później wyjęłam coś, co miało być kruchym biszkoptem na blat i pokręciłam głową nad moim talentem do pieczenia.
- Do diabła z tym wszystkim, idę pojeździć... - mruknęłam pod nosem, rzuciłam rękawiczkami i wyszłam z domu, trzaskając drzwiami. A co!
Udałam się do stajni, panował tam przyjemny chłodek. Było już po siedemnastej, ale temperatura nam nie odpuszczała. Przeszłam się korytarzem, większość koni wywalono na pastwiska. Zostało kilka ogierów i jak się okazało Amaretti, którą na trening miała wziąć Vienne. Dziewczynę znalazłam w siodlarni, wybierała owijki.
- A co gdybym złapała sobie jakąś kobyłkę i poszła z wami na halę...? - zapytałam, a ona popatrzyła na mnie jak na ufoludka.
- Co? A tak... tak. Bierz sobie nawet trzy kobyły.
- Humorek nie dopisuje?
- Ruska, idź już po tego konia, dobrze?
Strzeliłam smutną minkę i szybko zabrałam uwiąz z wieszaka po czym rączo czmychnęłam z pomieszczenia. Dość żwawo podążyłam na pastwisko, szukając kogoś, kto zna rozmieszczenie koni. Taką osobą bez wątpienia był Chris. Dłubał przy furtce, pewnie znowu coś się popsuło.
- Wiesz gdzie jest Libretta, albo...
- Wszystkie są na dolnym pastwisku - przerwał mi, będąc niesamowicie pochłoniętym pracą. - Żołnierz dzisiaj znowu zwiał.
- Ale złapaliście go?...
- Tiaa, po jakimś czasie. - Uśmiechnął się, a potem machnął ręką, dając mi znak, że mam mu już nie przeszkadzać.
Przeszłam przez drewniany płot i poszłam w kierunku lasku, gdzie konie skrywają się przed słońcem. Nie zawiodłam się, praktycznie całe stado skubało trawę pod drzewami. Libretta rzucała się w oczy już ze sporej odległości, więc od razu ruszyłam w jej stronę. Szybko zorientowałam się, że nie ma kantara i wywróciłam oczami, mając cichą nadzieję, że obejdzie się bez niego. Szczęśliwym trafem miałam w kieszeni kilka cukierków, więc klacz nie oponowała, kiedy przełożyłam uwiąz przez szyję i delikatnie pociągnęłam ją ku wyjściu z pastwiska.
- Jesteś dziś wyjątkowo miła, Lib – powiedziałam.
Grzecznie szła tuz przy mnie i nie zatrzymała się nawet na chwilkę. Zaprowadziłam ją do boksu, a sama poszłam po sprzęt. Amaretti była już na hali, więc szybko wyczyściłam swojego wierzchowca i ubrałam ją, po czym wyprowadziłam na korytarz. Wrota stały otworem, więc tylko krzyknęłam „uwaga” i wślizgnęłyśmy się do środka. Vienne stępowała.
Podciągnęłam popręg i wskoczyłam na Librettę, po czym delikatnie skróciłam wodze i przyłożyłam łydki. Klacz posłusznie ruszyła na przód. Wjechałyśmy sobie na pierwszy ślad, jadąc na lewo, czyli w odwrotnym kierunku niż druga para. Miałam w planie zrobienie po jednym okrążeniu w każdą stronę, a potem wprowadzenie ćwiczeń.
Tymczasem Amaretti po wstępnym rozciąganiu się na woltach i przeróżnych wężykach - zakłusowała. Przejście było ładne i płynne, klacz od razu złapała dobre tempo i poruszała się sprężyście. Vienne znała się na koniach ujeżdżeniowych, a klaczka wyczuła to natychmiast. Wygięła szyję w łuk i zaangażowała zad. Zależało jej na tym, by wypaść jak najlepiej. Amazonka polecała jej wykonanie podstawowych figur, a kiedy Mara była gotowa – przeszły do trudniejszych elementów w kłusie.
Libretta raźno szła do przodu i nie protestowała gdy prosiłam jej o wykonanie czegoś. Złapała kontakt i słuchała mnie. Cicho cmoknęłam i mocniej ścisnęłam łydkami, czując, że trochę przysypia, a ona natychmiast przyspieszyła. W każdym narożniku robiłyśmy woltę, z początku duże, potem coraz mniejsze. Następnie „narysowałyśmy” długą serpentynę i zmieniłyśmy kierunek. Przećwiczyłyśmy zatrzymania, a potem zakłusowałyśmy.
Vienne zaprezentowała na Marze idealny ciąg w kłusie. Dużo czasu poświęciły na utrwalenie chodów bocznych. Ciągle coś nie podobało się jej w ustępowaniu od łydki, ale po trzeciej próbie poklepała klacz i uśmiechnęła się z satysfakcją. Na rozluźnienie wjechała „na ścianę” i poruszała się kłusem, zmieniając tylko tempo. Na krótkich pośredni, na długich zebrany. Czasami zmieniała kierunek przez przekątną lub półwoltę.
Zjechałam na połowę hali i pracowałam nad idealnym wygięciu klaczy. Na początku była zbyt sztywna i nie prezentowała się dobrze, ale po kilku ćwiczeniach rozluźniających odpuściła. Wtedy przeszłyśmy do ustępowania od łydki, Amaretii i Vienne zrobiły nam miejsce (ćwiczyły wtedy cofanie na drugim końcu hali). Ustawiłam ją sobie na pierwszym śladzie, jej głowa była już odpowiednio skierowana, więc docisnęłam wewnętrzną łydkę za popręgiem. Kontrolowałam łopatkę Lib, jednocześnie wypychając ją dosiadem, łydką cały czas podtrzymując ruch do przodu. Wyszło i to nawet bardzo ładnie. Pochwaliłam ją i za chwilę powtórzyłyśmy figurę z takim samym efektem.
Amaretti zagalopowała w narożniku, a Vienne pozwoliła jej przejechać całe okrążenie na luzie, żeby się odprężyła. Potem zebrała ją i zmieniła kierunek poprzez lotną zmianę nogi na przekątnej. Mara szła energicznie i chętnie. Po wstępnych ćwiczeniach w galopie, takich jak wolty różnej wielkości, Vienne wjechała na przekątną i zadziałała pomocami tak, aby klacz wykonywała lotną co dwa takty. Na koniec pochwaliła ją i powtórzyła to w odwrotnym kierunku. Później zajęła się udoskonalaniem kontrgalopu.
Poklepałam Librettę po szyi, kiedy wspaniale wyszła jej „łopatka do wewnątrz”. Zagalopowałyśmy na małym kole, a potem stopniowo rozszerzałyśmy je, aby na koniec wjechać na pierwszy ślad, podczas gdy druga para przerabiała zwroty. Pozwoliłam się jej wybiegać. Minęło kilka minut pracy w galopie (głównie ćwiczyłyśmy lotne zmiany nogi i kontrgalop), kiedy zwolniłam do kłusa. Lib ciągle szła zganaszowana i aktywnie pracowała całą sobą. Zdążyłyśmy się już trochę zmęczyć, ale dla pełnej satysfakcji trzeba było przejchać jakiś wymyślony program. Zauważyłam, że Vienne uczyła Marę pasażu, więc zdecydowałam, że to dobra chwila. Zanim jednak zaczęłyśmy – odsapnęłyśmy w stępie swobodnym. Potem zebrałam wodze i wjechałyśmy kłusem na linię środkową. Lib zatrzymała się jak najbardziej poprawnie, a ja się ukłoniłam. Kilka sekund później ruszyłyśmy kłusem, chociaż wydawało mi się, że nie od razu był to ten kłus, a następnie skręciłyśmy w prawo, by wykonać przekątną. Potem zagalopowanie, duża wolta, kłus, zatrzymanie... Ogólnie często zmieniałam chody i starałam się wprowadzić jak najwięcej elementów, jednocześnie zachowując jakiś porządek. Starałam się przekazywać Libii sygnały jasne i czytelne, co chyba mi się udało. Miała mały problem z ruszeniem kłusem po zatrzymaniu, a kiedy miała od razu zagalopować – dziwnie schodziła na bok. Kiedy skończyłyśmy przejazd – zrobiłyśmy przerwę, a potem zdecydowałam, że musimy jeszcze nad tym popracować. Porobiłyśmy kilka zakłusowań ze stój i wyglądało to coraz lepiej. Darowałam jej już, bo obydwie nieźle się spociłyśmy.
Amaretti wjechała galopem na linię AC i zatrzymała się na środku z pełną gracją. Vienne teatralnie skłoniła się i wypchnęła pięknie złożoną klacz do kłusa.
Mara jak zawsze radziła sobie świetnie, stępowałam sobie na Li z luźnymi wodzami i nie mogłam oderwać od niej wzroku. Klacz bez trudu wykonywała łopatki do zewnątrz, ciągi, lotne... Była skupiona na zadaniu, a Vienne przekazywała jej dokładnie wszystko, co chciała. Nie było żądnych pomyłek, czy buntów. One były świetnie zgrane i patrząc na nie miało się wrażenie, że czytają sobie w myślach. Zatrzymały się na środku, a potem zjechały na pierwszy ślad. Vi pochwaliła swojego rumaka z radosnym uśmiechem. Amaretti także wyglądała na zadowoloną. Postepowałyśmy przez jakieś 10 min, plotkując, a potem zsiadłyśmy i odprowadziłyśmy koniska do boksów. Lib dostała kilka cukierków zanim wyszłam, by odłożyć sprzęt w siodlarni. Czaprak był mokry, więc powiesiłam go na płocie przed stajnią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz