Meg & Laufey Freeze
Na dworze zaczynało się robić szaro, kiedy wyszłam z domu i skierowałam się do stajni z zamiarem wzięcia Quicka na trening. Wiedziałam, że w środku Megan przygotowuje sobie właśnie Laufey'go. Od razu skierowałam się do boksu araba i przywitałam się z nim. Przyjaźnie wyciągnął ku mnie chrapy i obwąchał rękę. Poszłam po sprzęt, a kiedy wróciłam do konia – od razu zaczęłam go czyścić. Nie był jakoś szczególnie upaćkany, chociaż rozprawienie się z zaklejką na zadzie zajęło mi dobrą chwilę. Potem go ubrałam, a na koniec założyłam czarne owijki pasujące do czapraka.
- Żyjesz tam? - krzyknęła Meg z drugiego końca stajni.
- Mhm, gotowa?
- Jedziemy – odparła i wyprowadziła hanowera z boksu. Stłumione stukanie rozległo się po oświetlonym korytarzu, a po chwili zobaczyłam ich na zakręcie prowadzącym na halę. Dołączyliśmy do nich, a kiedy znaleźliśmy się na miejscu dociągnęłyśmy popręgi i wsiadłyśmy.
Koniska mocno parły do przodu, sprawdzały na ile mogą sobie pozwolić. Poruszałyśmy się w dwóch różnych kierunkach. Konie znały się z padoku, więc nie miałyśmy problemu z ich zapoznaniem i jakimiś atrakcjami. Ogierki zachowywały się nadzwyczaj grzecznie.
Po kilku luźniejszych okrążeniach w stępie zaczęłyśmy wykonywać proste figury, mające na celu rozciąganie i uelastycznienie naszych wierzchowców. Były to przede wszystkim wolty różnej wielkości, półwolty, przekątne, serpentyny czy wężyki, ale także zwroty i cofania.
Quick był nieco rozkojarzony, trzymał głowę wysoko i co jakiś czas rozglądał się z niepokojem. Za oknami widać było tylko ciemność, a jedna z lamp na suficie chyba zaczynała się psuć, bo ciągle mrugała. Freeze'owi było wszystko jedno. Szedł ospale i praktycznie powłóczył nogami. Trening o tej porze nie jest dla niego najprzyjemniejszą rzeczą. Zresztą jego amazonka także nie wydawała się być dziś w formie. Raz po raz ziewała i przecierała twarz dłonią odzianą w czarną rękawiczkę.
Przez to sama poczułam się senna, ale miał być trening, więc będzie. Przygotowałam arabka do zakłusowania i w odpowiednim momencie dałam mu mocny impuls i wypchnęłam go do przodu. To nie było najlepsze przejście, ale postanowiłam, że popracujemy nad tym, kiedy trochę się obudzimy. Quicksilver zarzucił łbem i wygiął szyję w idealny łuk, dając mi znać, że jest gotowy do pracy. Uśmiechnęłam się utrzymując porządne tempo. Chwilę później zaczęłam go nakłaniać do zwalniania na krótkich ścianach, aby na długich przyspieszyć z całą parą. Taką zabawę prowadziliśmy przez kilka minut, przetykając ją wykonywaniem wolt w co drugim narożniku. Laufey niechętnie ruszył kłusem, Meg była już sobą, więc cicho zaklęła i mocniej ścisnęła jego boki łydkami, a gdy to nie poskutkowało tak, jak się spodziewała, powtórzyła manewr dodając ostrzegawcze stuknięcie ujeżdżeniówką w zad ogiera. Wtedy natychmiast wyrwał się do przodu i nieco obrażony stulił uszy. Pracowali głównie na przekątnych, zwiększając tempo. Potem skupili się na serpentynach, by się trochę powyginać. W tym czasie Quick skupił się na moich komendach, zebrał się i ładnie zaangażował zad. Poruszaliśmy się spokojnym, sprężystym kłusikiem, co jakiś czas wykonując woltę. Raz taką na pół hali, innym razem taką, przy której musieliśmy się nieźle ścisnąć w narożniku. Ładnie się rozluźnił i nie denerwowało go już niejednostajne światło, płynące z zepsutej żarówki. Kilka serpentyn o różnej ilości brzuszków i parę wolt później postanowiłam skoncentrować się na przejściach.
- Dzisiaj jest do niczego – mruknęła niezadowolona Meg, przejeżdżając obok nas.
- Aż tak źle?
- Nooo... Ale spoko, jakoś sobie poradzę.
- Wierzę w ciebie – odparłam i usiadłam w siodle, odchylając się, by koń zwolnił do stępa.
Zamierzałam mu dać chwilę przerwy, podczas której sprawdziłam popręg i podciągnęłam go o jedną dziurkę.
Laufey uparcie nie chciał się zganaszować, ale z Megan nie te numery. Po jakimś czasie nawiązał z nią kontakt i grzecznie opuścił główkę. Widziałam też znaczną poprawę w jego chodzie. Przestał się ociągać i szedł znacznie żwawiej.
Cmoknęłam i wypchnęłam konia do kłusa. Ogier był już ustawiony na pomoce i świetnie reagował na każdy sygnał. Poprosiłam o zatrzymanie, a on zrobił to na szóstkę z plusem. Jednak kiedy powtórzyłam ćwiczenie wyszło już znacznie gorzej, więc musieliśmy poprawić. Pochwaliłam go i po kilku sekundach ruszyliśmy kłusem ze stój. Jeździliśmy sobie po pierwszym śladzie, po przekątnych, albo po zupełnie nie zwyczajnych trasach i powtarzaliśmy sobie te przejścia. Wychodziło mu całkiem nieźle, ale miał problem zatrzymaniem z kłusa.
Megan zaczęła galopować. Widziałam początek, kiedy próbowała go wypchnąć – jedynie przyspieszał, a kiedy się wkurzyła i dała mu mocniejszy impuls – poszedł! Wkurzył się jak nigdy i bryknął, ale Meg szybko go uspokoiła.
- Jest wkurzony, bo nie dajemy mu spać. Złe baby! - powiedziała, kręcąc głową i zwalniając do kłusa.
Drugie zagalopowanie było już całkiem ładne. Po okrążeniu zmieniła kierunek przez lotną zmianę. Ta figura wyszła im rewelacyjnie. Qucik był mocno do przodu, więc podejrzewałam, że gdy tylko mu pozwolę – skopiuje piękną dzidę z Freez'a, ale nie. Tylko bryknął dla rozluźnienia i ruszył fajnym galopikiem po prostej. Nawet trochę zbyt spokojnym. Trochę się usztywnił i średnio reagował na moje łydki, ale wystarczyła ciaśniejsza wolta, by z powrotem złapał kontakt. Wjechałam sobie na jedną połówkę i tam kręciliśmy się w kółko. Zależało mi na tym, aby odpowiednio się ustawił i wygiął. Kiedy mnie usatysfakcjonował zmieniliśmy kierunek i to samo na drugą nogę.
Laufey pomykał żwawym galopem po całości, zganaszował się, a Meg uważnie pilnowała tempa. Zwolniłam i zerknęłam na zegarek, byłyśmy na hali od ponad czterdziestu minut.
- Mogę sobie jakiś program przejechać? - zapytała, a ja skinęłam głową i zjechałam w ustronne miejsce, by jej nie przeszkadzać.
Laufey wjechał kłusem na linię środkową i zatrzymał się idealnie na środku. Amazonka skłoniła się ku nam z teatralnym ruchem ręki i ruszyła na przód. To była prosta sekwencja nieskomplikowanych figur na poziomie klasy P. Ogier prezentował się znacznie lepiej niż na początku treningu. Widać było, że skupia się na swojej partnerce i uważa na wszystkie sygnały. Na zakrętach odpowiednio się wyginał. Miał jakiś mały problem z odchodzeniem od ściany, ale wydaje mi się, że to jednorazowe.
Kiedy skończyła to ja poprosiłam Qucika o kłus i sprężystym krokiem wjechaliśmy na linię środkową. Te jego zatrzymania... No, ale później było całkiem nieźle. Był bardzo elastyczny i świetnie radził sobie przy wszelkiego rodzaju zakrętach i wygięciach. Słuchał mnie i wprowadzał w życie polecenia, jakie wydawałam. Na koniec zapytałam Megan o opinię, powiedziała, że arabek poradził sobie naprawdę fajnie.
Postępowałyśmy po hali, a potem odprowadziłyśmy konie do boksów, a sprzęt odniosłyśmy do masztalerki. Byłam zbyt padnięta by robić cokolwiek więcej, więc tylko powiedziałam Chrisowi co ma dać rumakom na kolację i poszłam do domu by wziąć prysznic i walnąć się na łóżko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz