Valentine & Quicksilver
Pobłażliwie popatrzyłam na Raya, który uczył Sky grac w pokera. Siedzieli przy stole w kuchni, a ja sama nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
- Potem ją złapią na przekrętach... - powiedziałam niby od niechcenia.
- Nauczę ja tak, by nie złapali - odparł radośnie i mrugnął do niej.
Westchnęłam i postanowiłam przejść się do stajni. Pogoda była na szóstkę z plusem, pomyślałam, że może warto byłoby pojeździć na zewnątrz?
Piaskową ścieżyną zeszła ze wzgórza i chwile potem wkroczyłam na korytarz, gdzie powitało mnie rżenie kilku ogierów. Najpierw przywitałam się z Ardiente, którego boks znajdował się przy samych drzwiach. Chwilę później doszłam do Dramata. Wcinając siano uraczył mnie przelotnym spojrzeniem.
- Co byś powiedział na trochę ruchu? Jakiś trening, co? - zapytałam, przyglądając mu się.
Stwierdziłam, że to całkiem niezły pomysł. Popołudniowa jazda na kucyku dobrze zrobi nam obojgu. Czym prędzej popędziłam do siodlarni, gdzie spotkałam Valentine czyszczącą ogłowie Coffey.
- Bardzo się nudzisz? - zapytałam, wybierając kolor czapraka.
- Mhm.
- Idę się dresażować z kucykiem.
- Ooo, to bym się przyłączyła! Chciałabym Galę albo Qucika, hmm?
- To weź Qucika, będzie lepszym towarzyszem dla Dramata, ok?/
- Dobra.
Wzięłyśmy sprzęt i poszłyśmy do swoich wierzchowców. Wałaszek przy czyszczeniu był całkiem grzeczny, ładnie podawał mi kopyta i nie wiercił się, gdy go szczotkowałam. Dopiero przy siodłaniu zaczęła się impreza, ale jakoś udało mi się poradzić z moim złośnikiem.
- Wyższa jestem, nie zadrzesz łepetyny tak wysoko... - szepnęłam, starając się włożyć wędzidło do pyszczka. Gdy to się udało - zapięłam wszystkie paski i powsadzałam końcówki w szlufki. Elegancki sport - elegancki wygląd. Co prawda ja i moje brudne czerwone bryczesy nie za bardzo się do tego stosowaliśmy, ale koń jest ważniejszy...
Wyprowadziłam Myszorka ze stajni, a na zewnątrz cudem wsiadłam, po czym podpięłam popręg. Pogłaskałam go po miękkiej szyi. Kocham zimową sierść, a kucom dodaje jeszcze więcej uroku niż dużym koniom. UFO wyjechała ze stajni już na siwym arabku. Bez słowa ruszyłyśmy w kierunku maneżu z czworobokiem. Czułam, że kucyk już się zapiera i chce działać na własną rękę. Już go nosi, już...
Westchnęłam i wjechałam na plac, za mną Val, która zamknęła furtkę, co by rumaków nie kusić.
Quicksilver patrzył na Myszaka z zaciekawieniem. Chciał się przywitać i zaprzyjaźnić, ale Dramat tupnął nogą tak groźnie, że Siwus stracił wszelkie nadzieje. Jechałyśmy stępem. Ja na prawo, Va na lewo, przy czym zmieniałyśmy kierunek co średnio dwa okrążenia. Przy mijaniu robiłyśmy duże łuki. Dramat machał głową i starał się przejąć dowodzenie, ale konsekwentnie udowadniałam, że to ja tu rządzę. Podczas wykonywania ćwiczeń skupiał się i odpuszczał, ale gdy tylko przez chwilę maszerowaliśmy na prostej - zaczynał się wiercić. Dopiero gdy go sobie ustawiłam - zakłusowałam. Miał dobre tempo, a że starałam się robić jak najwięcej zakrętów, wolt, zmian kierunków... był całkiem grzeczny.
Quick od samego początku był opanowany i szukał kontaktu z amazonką. Chętnie robił wszystko o co go poprosiła. Uważnie słuchał co musi zrobić i wprowadzał to w życie z największa dokładnością, na jaką było go stać. Zauważyłam, że ma mały problem z cofaniem i zwrotami, ale Val ćwiczyła to przez dłuższą chwilę, dzięki czemu koń zaczął łapać o co chodzi.Strasznie podobały mi się jego ruchy, ich płynność i sprężystość. Jego przejścia były czystą poezją...
- Powiedź mi na kiedy ma zaplanowany kolejny trening, bo go zaklepuje! - krzyknęłam ze śmiechem.
- Kolejka jest!
Uśmiechnęłam się i docisnęłam łydki do boków kucyka, który zwolnił, wykorzystując chwile nieuwagi. Szybko odzyskał rytm. Czułam wyraźny kontakt miedzy nami i podobało mi się to, że w końcu zaczął mnie akceptować. Co prawda do pełnej współpracy jeszcze trochę, ale zaczynam widzieć efekty codziennego lonżowania i zabaw na padoku.
Po kilkunastu minutach ćwiczeń w kłusie, postanowiłyśmy zagalopować. Najpierw my...
Przygotowałam Myszorka do zmiany chodu i w narożniku wypchnęłam go tak, że ochoczo ruszył galopem. Utrzymanie go nie stanowiło problemu, aktywnie biegł po śladzie. Po dwóch okrążeniach zmieniliśmy kierunek przez lotną, mocno się na tym skupiliśmy, ale wyszło bardzo koślawo. Kiedy mieliśmy za sobą kolejne dwa okrążenia, tyle że na prawo - ponownie zmieniliśmy kierunek, przez ten sam element. Tym razem mogłam być z niego dumna. Poklepałam Dramata po szyi, a ten parsknął.
Valentine ładnie zagalopowała, ale Qucik postanowił sobie wesoło bryknąć. Amazonka parsknęła śmiechem i kontynuowała jazdę. Później arabek był już bardzo grzeczny, poruszał się energicznymi chodami i słuchał poleceń.
Postanowiłyśmy pobawić się tempem. Na początek jechałyśmy kłusem, na krótkich ścianach złożonym, na długich pośrednim. Przyspieszałyśmy jak się dało, a konie zaaprobowały ten pomysł i chętnie wyciągały nóżki do przodu. Następnie zagalopowałyśmy i tak samo poczynałyśmy sobie w tymże chodzie. Zwolniłyśmy do stępa i oddałyśmy im wodze, starając się kierować dosiadem i łydkami. Tak jak Quicksilver radził sobie nieźle, tak nad Dramatem musiałam sporo pracować. W końcu pozwolił mi na moje fanaberie i zaczął niechętnie reagować. Pochwaliłam go po wykonaniu całkiem okrągłej wolty i delikatnie zebrałam. Porobiliśmy sobie zwroty i cofania, tak samo jak Val i Qucik.
Po kilku minutach stwierdziłyśmy, że wystarczy i potrenujemy jeszcze przejścia, a potem kończymy. Zatrzymałam się i zakłusowałam ze stój. Na moje oko było ładnie. Zagalopowałam, zwolniłam do kłusa, do stępa. Galop ze stój, kłus i tak dalej...
Ufoludek i jej siwy wierzchowiec radzili sobie troszkę lepiej, ze względu na naturalną "lekkość" arabka. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, co sprytnie wykorzystywał kucyk, co jakiś czas wyrywając mi wodze. W końcu stwierdziłam, że w takim wypadku cała dotychczasowa praca będzie na nic i ponownie zajęłam się Myszorkiem. Przejścia, przejścia i jeszcze raz przejścia! Ale coraz fajniej wychodziły. Wiedział czego od niego oczekuje i to się liczyło. Na koniec pozwoliłam mu się wyszaleć, podczas kilku okrążeń galopu i zwolniliśmy do stępa.
Val powyginała jeszcze konia na łukach, robiła masę serpentyn i wolt, ale tak by nie przeszkadzać nam w patatajaniu. Obydwie stepowałyśmy w odległości kilku metrów od siebie.
- Kocham tego konia - powiedziała rozmarzona Valentine, głaszcząc rozluźnionego araba po szyi.
- Nie dziwie się - uśmiechnęłam się - jest cudny. Ale nie jest koniem polskim, więc jednak Dramat stoi nieco wyżej w moim rankingu.
- Oj tam... Kucyki... Powinnyśmy zainwestować w jakiegoś shire'a czy co...
- A wiesz, że to nie głupi pomysł? Chciałam kiedyś, ale nie znalazłam nic ciekawego. Tylko... Teraz przyjedzie masa koni i jednak wypada się wstrzymać z jeszcze innymi. Będzie andaluz, więc nie powinniście być rozczarowani - powiedziałam z dumą. - Po Solitary'm, piękny ogier.
- No chyba, że tak. Jeszcze by nam się jakiś westernowiec przydał.
- Wiem, myślę nad tym.
Rozstępowałyśmy rumaki i odprowadziłyśmy je do stajni. Tam na spokojnie zdjęłyśmy sprzęt, konie trochę roztarłyśmy i poszłyśmy umyć wędzidła.
- Bardzo się nudzisz? - zapytałam, wybierając kolor czapraka.
- Mhm.
- Idę się dresażować z kucykiem.
- Ooo, to bym się przyłączyła! Chciałabym Galę albo Qucika, hmm?
- To weź Qucika, będzie lepszym towarzyszem dla Dramata, ok?/
- Dobra.
Wzięłyśmy sprzęt i poszłyśmy do swoich wierzchowców. Wałaszek przy czyszczeniu był całkiem grzeczny, ładnie podawał mi kopyta i nie wiercił się, gdy go szczotkowałam. Dopiero przy siodłaniu zaczęła się impreza, ale jakoś udało mi się poradzić z moim złośnikiem.
- Wyższa jestem, nie zadrzesz łepetyny tak wysoko... - szepnęłam, starając się włożyć wędzidło do pyszczka. Gdy to się udało - zapięłam wszystkie paski i powsadzałam końcówki w szlufki. Elegancki sport - elegancki wygląd. Co prawda ja i moje brudne czerwone bryczesy nie za bardzo się do tego stosowaliśmy, ale koń jest ważniejszy...
Wyprowadziłam Myszorka ze stajni, a na zewnątrz cudem wsiadłam, po czym podpięłam popręg. Pogłaskałam go po miękkiej szyi. Kocham zimową sierść, a kucom dodaje jeszcze więcej uroku niż dużym koniom. UFO wyjechała ze stajni już na siwym arabku. Bez słowa ruszyłyśmy w kierunku maneżu z czworobokiem. Czułam, że kucyk już się zapiera i chce działać na własną rękę. Już go nosi, już...
Westchnęłam i wjechałam na plac, za mną Val, która zamknęła furtkę, co by rumaków nie kusić.
Quicksilver patrzył na Myszaka z zaciekawieniem. Chciał się przywitać i zaprzyjaźnić, ale Dramat tupnął nogą tak groźnie, że Siwus stracił wszelkie nadzieje. Jechałyśmy stępem. Ja na prawo, Va na lewo, przy czym zmieniałyśmy kierunek co średnio dwa okrążenia. Przy mijaniu robiłyśmy duże łuki. Dramat machał głową i starał się przejąć dowodzenie, ale konsekwentnie udowadniałam, że to ja tu rządzę. Podczas wykonywania ćwiczeń skupiał się i odpuszczał, ale gdy tylko przez chwilę maszerowaliśmy na prostej - zaczynał się wiercić. Dopiero gdy go sobie ustawiłam - zakłusowałam. Miał dobre tempo, a że starałam się robić jak najwięcej zakrętów, wolt, zmian kierunków... był całkiem grzeczny.
Quick od samego początku był opanowany i szukał kontaktu z amazonką. Chętnie robił wszystko o co go poprosiła. Uważnie słuchał co musi zrobić i wprowadzał to w życie z największa dokładnością, na jaką było go stać. Zauważyłam, że ma mały problem z cofaniem i zwrotami, ale Val ćwiczyła to przez dłuższą chwilę, dzięki czemu koń zaczął łapać o co chodzi.Strasznie podobały mi się jego ruchy, ich płynność i sprężystość. Jego przejścia były czystą poezją...
- Powiedź mi na kiedy ma zaplanowany kolejny trening, bo go zaklepuje! - krzyknęłam ze śmiechem.
- Kolejka jest!
Uśmiechnęłam się i docisnęłam łydki do boków kucyka, który zwolnił, wykorzystując chwile nieuwagi. Szybko odzyskał rytm. Czułam wyraźny kontakt miedzy nami i podobało mi się to, że w końcu zaczął mnie akceptować. Co prawda do pełnej współpracy jeszcze trochę, ale zaczynam widzieć efekty codziennego lonżowania i zabaw na padoku.
Po kilkunastu minutach ćwiczeń w kłusie, postanowiłyśmy zagalopować. Najpierw my...
Przygotowałam Myszorka do zmiany chodu i w narożniku wypchnęłam go tak, że ochoczo ruszył galopem. Utrzymanie go nie stanowiło problemu, aktywnie biegł po śladzie. Po dwóch okrążeniach zmieniliśmy kierunek przez lotną, mocno się na tym skupiliśmy, ale wyszło bardzo koślawo. Kiedy mieliśmy za sobą kolejne dwa okrążenia, tyle że na prawo - ponownie zmieniliśmy kierunek, przez ten sam element. Tym razem mogłam być z niego dumna. Poklepałam Dramata po szyi, a ten parsknął.
Valentine ładnie zagalopowała, ale Qucik postanowił sobie wesoło bryknąć. Amazonka parsknęła śmiechem i kontynuowała jazdę. Później arabek był już bardzo grzeczny, poruszał się energicznymi chodami i słuchał poleceń.
Postanowiłyśmy pobawić się tempem. Na początek jechałyśmy kłusem, na krótkich ścianach złożonym, na długich pośrednim. Przyspieszałyśmy jak się dało, a konie zaaprobowały ten pomysł i chętnie wyciągały nóżki do przodu. Następnie zagalopowałyśmy i tak samo poczynałyśmy sobie w tymże chodzie. Zwolniłyśmy do stępa i oddałyśmy im wodze, starając się kierować dosiadem i łydkami. Tak jak Quicksilver radził sobie nieźle, tak nad Dramatem musiałam sporo pracować. W końcu pozwolił mi na moje fanaberie i zaczął niechętnie reagować. Pochwaliłam go po wykonaniu całkiem okrągłej wolty i delikatnie zebrałam. Porobiliśmy sobie zwroty i cofania, tak samo jak Val i Qucik.
Po kilku minutach stwierdziłyśmy, że wystarczy i potrenujemy jeszcze przejścia, a potem kończymy. Zatrzymałam się i zakłusowałam ze stój. Na moje oko było ładnie. Zagalopowałam, zwolniłam do kłusa, do stępa. Galop ze stój, kłus i tak dalej...
Ufoludek i jej siwy wierzchowiec radzili sobie troszkę lepiej, ze względu na naturalną "lekkość" arabka. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, co sprytnie wykorzystywał kucyk, co jakiś czas wyrywając mi wodze. W końcu stwierdziłam, że w takim wypadku cała dotychczasowa praca będzie na nic i ponownie zajęłam się Myszorkiem. Przejścia, przejścia i jeszcze raz przejścia! Ale coraz fajniej wychodziły. Wiedział czego od niego oczekuje i to się liczyło. Na koniec pozwoliłam mu się wyszaleć, podczas kilku okrążeń galopu i zwolniliśmy do stępa.
Val powyginała jeszcze konia na łukach, robiła masę serpentyn i wolt, ale tak by nie przeszkadzać nam w patatajaniu. Obydwie stepowałyśmy w odległości kilku metrów od siebie.
- Kocham tego konia - powiedziała rozmarzona Valentine, głaszcząc rozluźnionego araba po szyi.
- Nie dziwie się - uśmiechnęłam się - jest cudny. Ale nie jest koniem polskim, więc jednak Dramat stoi nieco wyżej w moim rankingu.
- Oj tam... Kucyki... Powinnyśmy zainwestować w jakiegoś shire'a czy co...
- A wiesz, że to nie głupi pomysł? Chciałam kiedyś, ale nie znalazłam nic ciekawego. Tylko... Teraz przyjedzie masa koni i jednak wypada się wstrzymać z jeszcze innymi. Będzie andaluz, więc nie powinniście być rozczarowani - powiedziałam z dumą. - Po Solitary'm, piękny ogier.
- No chyba, że tak. Jeszcze by nam się jakiś westernowiec przydał.
- Wiem, myślę nad tym.
Rozstępowałyśmy rumaki i odprowadziłyśmy je do stajni. Tam na spokojnie zdjęłyśmy sprzęt, konie trochę roztarłyśmy i poszłyśmy umyć wędzidła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz