niedziela, 6 lipca 2014

Trening wyścigowy

Ruska &  *Iron Patriot
Harry &  Torunn

Z samego rana nakarmiłam koniska, a potem przysiadłam na dużej skrzynce ze szczotkami i wsłuchiwałam się w odgłosy, jakie wydawały pałaszujące rumaki. Ardiente pierwszy skończył śniadanie i wystawił swoją cudną główkę na korytarz. Od razu do niego podeszłam, aby pomiziać go po pyszczku.
Chwilę pokręciłam się po stajni, trochę zamiotłam, wypuściłam Luxury'ego na padok. W stajni klaczy, a konkretniej przy boksie Torunn, spotkałam Harry'ego.
- Weźmiemy ją i Patriota na trening? Dawno nie biegały - powiedział. Najwyraźniej nudziło mu się tak samo jak mnie.
- No to szybko, póki nie jest jeszcze tak gorąco.
Zadzwonilam do Raya, mówiąc mu żeby przygotował nam przyczepę. Trochę pomarudził, ale ostatecznie zaakceptował swój los i zabrał się do roboty. Wzięłam z masztalerki parę szczotek i weszłam do boksu karego. Przywitał się ze mną i wymulił kilka cukierków. No pewnie... Stał jak aniołek, kiedy rozczesywałam zaklejki, a potem sprawdziłam czy nic nie utkwiło w kopytach. Na koniec poklepałam go po łopatce i poszłam po ochraniacze. Z tym także uporaliśmy się dość szybko. Torunn miała jakieś wątpliwości, ale faza buntu minęła jej dość szybko. Wierzchowce zapakowaliśmy do pojazdu i ruszyliśmy w stronę toru.

***

Na naszych koniach nie da się jeździć w chodzie innym niż galop lub cwał, dlatego przed biegiem trochę je wylonżowaliśmy. Ręce mi odpadały, Iron szarpał się jak pijany, a Torcia wcale nie była lepsza. Może nawet cwaniakowała bardziej niż mój karus. Tak czy inaczej wskoczyliśmy na grzbiety z pewnymi trudnościami, ale większym wyzwaniem okazało się zatrzymanie koni na niewidzialnej linii mety. Jesteśmy idiotami, nie zabraliśmy nikogo do obsługi bramek...
- Trzy, dwa, jeden!
Konie wyrwały się do galopu z takim szarpnięciem, że ciężko było utrzymać równowagę. Wcześniej umówiliśmy się, że dzisiejszy trening miał być króciutki. 800 metrów, tak by popracować nad szybkością.
Torunn i Iron Patriot biegły obok siebie. To nie było niespodzianką. Przez pierwsze sto, może dwieście metrów nabierali tempa i rozciągali się. Czułam jak Patriot przyspiesza i coraz bardziej angażuje się w bieg. Kochał to, a ja byłam szczęśliwa wtedy, gdy pokazywał to, tak jak podczas dzisiejszego treningu. Torunn odpuściła Harry'emu i zużyła całą swoją złość w przebieranie nogami. Ona również była zadowolona. Zbliżaliśmy się do pierwszego zakrętu, kiedy konie zaczęły widocznie rywalizować. Ładnie weszliśmy w łuk. Torunn biegła po wewnętrznej i wysunęła się na prowadzenie. Patriot trochę się wkurzył, stulił uszy i usiłował ją dogonić, ale klacz uskrzydlona poczuciem wyższości nie odpuszczała.Teraz to ona dyktowała tempo, a muszę przyznać, że było ono konkretne. Iron Zaatakował mniej więcej na pięćsetnym metrze, a ja dodatkowo popędzałam go, starając się zmotywować go jeszcze bardziej. Udało się, bo wystrzelił przed siebie, zbliżając się do rywalki w zastraszającym tempie. Kiedy zmniejszył odległość kilku metrów do pół długości, Torunn wpadła w furię. Nie zamierzała przegrać. Tak samo jak Patriot. Kary sunął ku niej i w końcu zrównali się. Zostało 100 metrów, więc ciągle poganiałam ogiera, obawiając się, że odpuści. Nie zrobiłby tego, ale podczas treningu różne myśli przebiegają mi przez głowę. Kiedy już myślałam, że albo utrzymamy się w takim ustawieniu do końca, albo Patriot dobiegnie do mety pierwszy, Torunn udowodniła, że nie należy jej lekceważyć. Harry skłonił ją do jeszcze szybszego biegu, na co chętnie przystała i z gracją wyprzedziła nas, przekraczając linię mety w pięknym stylu. My zrobiliśmy to setne sekundy później...
Stopniowo zwolniliśmy do kłusa, poklepałam Irona za udaną walkę i popatrzyłam na drugą parę, która chełpiła się ze zwycięstwa.
- I co? - zapytał rozanielony Harry.
- Gratulacje, ale ta wygrana to zwykłe szczęście - pokazałam język i ruszyła w stronę przyczepy.
- Nie prawda, powiedź to! Wygraliśmy uczciwie, bo Torpeda była dziś lepsza. Powiedź - nalegał ze śmiechem. Duma wychodziła mu uszami. Zresztą Torunn także stąpała po bieżni jak królowa.
- Okej! Torunn była dziś lepsza. Ale następnym razem dobiegniecie godzinę po nas!
Po kilku minutach i kilku kłótniach dojechaliśmy do przyczepy. Postępowaliśmy wokół, potem zeszliśmy i zdjęliśmy sprzęt po czym zapakowaliśmy koniska do pojazdu. Droga powrotna zajęła nam nie więcej niż 20 minut.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz